piątek, 30 stycznia 2015

19. Norweskie statki rybackie

Ten post chciałam głównie poświęcić informacjom, tudzież zdjęciom, związanym z norweskimi statkami rybackimi. W rodzinie, u której pracuję, ojciec jest kapitanem na jednym z takich łodzi (chociaż nie wiem czy aby "łódź" jest tutaj wymiernym określeniem). Ogólnie cała rodzina od pokoleń pracuje w tym biznesie. Kiedy byłam na obiedzie u rodziców HD (swoją drogą - bardzo mili ludzie, umieją nawet kilka zdań po angielsku!), zostałam oprowadzona po ich domu. Dom przepiękny, a na ścianie w przedpokoju mogłam zobaczyć zdjęcia statków, na których pracowała rodzina na przełomie kilkudziesięciu lat. HD z dumą opowiadał mi o nich, a ja stwierdziłam, że zanim wyjedzie w morze na połów na cztery tygodnie, musi mi koniecznie pokazać swój.





Po lewej stronie "ster" ! - jedno pokrętło


Dziennik pokładowy

Mapa rybacka - z zaznaczonymi ławicami

Flagi: każda z nich coś oznacza, swoisty rybacki język



Kombinezony ratunkowe dla załogi


Silnik!




Jeden z dziewięciu zbiorników na ryby

Na samym dole statku!


Szczegółowy plan statku

Duży pokój koło jadalni z umilaczami spędzania czasu :-)

Koszulka, którą otrzymałam od brata HD

Kiedy rozmawiałam z HM na skypie, jeszcze zanim tutaj przyjechałam, powiedziała mi, że mąż jest kapitanem na statku rybackim. Ja w swojej głowie miałam obraz niczym z powieści "Stary człowiek i morze", a rybaka wyobraziłam sobie jako kogoś albo w superstroju marynarskim z czapką kapitana, pływającego na drewnianym statku rodem z "Piratów z Karaibów". Jakie było moje rozczarowanie, kiedy okazało się, że na obecnych statkach nie ma drewnianego koła, którym się steruje, kapitan nie jest ubrany w mundur, a statki są wyposażone w sprzęt nowoczesnej technologii. (Naiwna ja! :-) 

Ostatecznie, dane było mi być na dwóch statkach: na jednym, który należy do brata HD oraz tym, należącym do samego HD. Siedziałam na miejscu kapitana, zwiedziłam kajuty, maszynownię, widziałam zbiorniki na ryby oraz było mi dane usiąść na silniku! HD powiedział mi, ile ma koni mechanicznych, jednak podekscytowany mózg tego nie zapamiętał, niestety. 

HD wypłynął w morze w środę. Przejęłam jego obowiązki, jest ciężej, ale daję radę! :-) Ten weekend mam wolny, bo HM i dzieciaki jadą do Strynu na narty. Ma być podobno wyjątkowo słoneczna pogoda, więc nie mogę się doczekać. Mam do dyspozycji samochód, więc pewnie gdzieś pojadę..! W zeszłym tygodniu spotkałam się z Kasią (hei!), było super i mam nadzieję, że spotkamy się znowu na dniach. 

Uciekam, rodzina pojechała, yupi!

sobota, 24 stycznia 2015

18. Uroki Fosnavåg

Kolejne dni lecą, lecą, jak z bicza strzelił. Nie wiem, gdzie ten czas tak ucieka. Jestem tu trzy tygodnie, a mam wrażenie, że jestem tu już z pół roku. Dobrze mi! Mimo że dzieciaki potrafią dać w kość, i mimo że nie dostanę dodatkowych pieniędzy za nadgodziny. Ostatnio była bardzo ładna pogoda, nie padało i świeciło słoneczko przez kilka dni pod rząd. Ponieważ moja umówiona herbata z przystojnym mężczyzną nie doszła do skutku, wybrałam się na spacer po Fosnavåg i w góry niedaleko domu. 







Moje jedno z ulubionych miejsc.





W sobotę zaliczyłam również polską domówko-parapetówkę, gdyż moja koleżanka z kursu przeprowadziła się piętro wyżej i trzeba było to jakoś uczcić. Problem był oczywiście z alkoholem, ze względu na rygor możliwości kupowania napojów wysokoprocentowych w Norwegii. Nic trudnego, nawet o 23 możesz zadzwonić po znajomych Litwinów, którzy sprzedadzą tobie trochę przemyconego alkoholu. Ikkje stress, sant? Było bardzo przyjemnie, ale postanowiłam, że muszę koniecznie poszerzyć grono moich znajomych i nie mogę ograniczać się do kilku osób z kursu, bo to bardzo niezdrowe. Dlatego też, jutro, w niedzielę, spotykam się z Kasią, au pair z Polski, która mieszka na wyspie obok, jakieś 20 minut jazdy od mojego domu. Mam nadzieję, że nasza znajomość utrzyma się dłużej niż jedno spotkanie! 







Ostatnio pokochałam  wieczorne spacery. Od trzech dni robię codziennie około 6 km. Tutaj wszyscy uprawiają jakąś aktywność fizyczną. Albo nordic walking, albo spacery po górach, albo football. Nie mogę być gorsza, chciałam zapisać się na zumbę, ale chyba nic z tego nie wyjdzie, bo cała siłownia tutaj jest dość droga, nie mówiąc już o zajęciach z trenerem. Dlatego postanowiłam chodzić na spacery i powiększyć trochę wydajność swoich płuc. Na zdrowie! Wracam do siedzenia z H. bo drze mi się nad uchem, żebym poszła na dół do bawialni.


piątek, 16 stycznia 2015

17. Ikkje stress! Podobno

Ikkje stress i ikkje problem to ostatnio moje ulubione słowa. I chciałabym, żebym zawsze mogła powiedzieć ikkje stress. Jeżeli ktoś mi kiedyś powie, że bycie au pair to nie praca, to zabiję wzrokiem jak bazyliszek. Niby mam tylko te 30 godzin tygodniowo, ale fakt, że pracuję głównie popołudniami sprawia, że naprawdę jestem zmęczona. Mimo pozytywnego myślenia (którego jest, o dziwo, naprawdę sporo!), czasem jest mi ciężko. Podbudowują małe rzeczy, na przykład, kiedy młodszy bierze cię za rękę i mówi: "Bli med meg, K.! OK?" (norw. "Zostań ze mną, ok?"). Albo, kiedy przychodzi z przedszkola i na powitanie dostaję łaskotki (wcześniej nie odpowiadał nawet na cześć!). Ze starszym jest ciężej, miewa swoje humory, lubi wygrywać i zawsze musi być najlepszy. Czasami się obraża, kiedy nie dostaje tego, czego chce. Ma problem z przepraszaniem, dziękowaniem i innymi tego typu zachowaniami. Zresztą, młodszy tak samo. Ale zauważyłam, że jeżeli jesteś dla nich miły i ich szanujesz, to powoli odwdzięczają się tym samym. Mam na koncie już jeden sukces: młodszy po raz pierwszy podziękował za dzisiejszy obiad i powiedział, że mu smakowało! 





Cztery dni w tygodniu chodzę na kurs. W każdy poniedziałek mamy test z kolejnego rozdziału. Idę trochę szybszym tempem niż grupa, dostałam dodatkową książkę, z której mogę korzystać. Staram się przełamywać i do dzieciaków mówić po norwesku, nawet jeśli chodzi o pojedyncze słowa. Nauczycielka jest przeurocza. B. śmieje się, że stałam się jej pupilką. Swoją drogą, dzięki niej zrobiłam rodzinie prawdziwe, polskie schabowe. Niestety nie miałam tłuczka, więc poradziła mi inny sposób. Ciężko było, ale naprawdę smakowało!

Najlepsza czekolada!



Dzisiaj, 16 stycznia, pojechałam z hostem do Ålesund. Musiałam prowadzić ja, ponieważ stwierdził, że ktoś musi nauczyć mnie jeździć i na koniec nawet mnie pochwalił, że nie było najgorzej (na zakrętach wbijam z 80/h i nie zamykam oczu jak mija mnie ciężarówka, yey! - z tym drugim żartowałam). Załatwiłam sprawę na komendzie policji związaną z otrzymaniem numeru personalnego oraz pozwolenia na pobyt. Numer ma przyjść pocztą. Okazało się przy okazji, że bycie Au Pair w Norwegii wlicza się do 5 lat pracy, po których możesz aplikować o pozwolenie na stały pobyt. Tak więc, żeby nikogo nie zmylił fakt, że na stronie agencji Prowork, z którą wyjeżdżałam, jest napisane, że AP jest tylko wyjazdem wymiany kulturowej! W Norwegii rejestrujesz się jako pracownik (worek/AP), płacisz podatki, masz umowę o pracę, a to oznacza, że jest to praca, jak każda inna. Z tym że, oczywiście, AP w tym kraju możesz być co najwyżej 2 lata, nie dłużej. Ja zaczęłam traktować bycie AP jako szansę nauczenia się języka, bo w sumie po to głównie tutaj przyjechałam. Pod tym względem rodzina spełnia wszystkie moje "warunki" - chodzę na intensywny kurs dzienny, rodzina nie jest mieszana pod względem językowym, poznaję sporo Norwegów i osłuchuję się z językiem. 

Na spacerze :-)

Aby dojechać z Fosnavåg do Ålesund potrzeba około półtorej godziny, z tym że 20 minut trwa przeprawa promem z Heraid. Prom płynie wzdłuż fiordu Storfiorden. Podziwiać go mogłam niestety tylko podczas tych 20 minut, jako że w drodze do i z Ålesund musiałam prowadzić. 

Fragment promu, którym płynęliśmy.

Storfjorden





Dodatkowo, wczoraj, hostka zabrała mnie zajęcia organizowane dla dzieci w wieku od 4 do 13 lat. Zajęcia te są istną szkołą przetrwania, jak się okazało! Dzieci, podzielone na kilka grup wiekowych, uczą się na nich pierwszej pomocy, rozpalania ognia, budowania szałasu, korzystania z kompasu, poruszania się i ogólnego przetrwania w lesie czy trudnych warunkach. Zajęcia odbywają się w lesie, o godzinie 18:00, czyli wtedy, kiedy jest już ciemno! Aby dojść na miejsce zbiórki, trzeba przejść przez las i nad wodą. Uważam, że inicjatywa jest naprawdę super. Najlepsze jest to, że podczas tego pobytu w lesie, dzieci zachowywały się tak, jak ja to znałam z dzieciństwa: biegały, skakały, chodziły po drzewach, ale kiedy trzeba chłonęły wiedzę jak gąbka!




Vi sees!