środa, 11 lutego 2015

21. Kilka frustracji i śnieg na ochłodzenie nerwów

Od razu zaznaczam, że będę marudzić. I muszę szczerze przyznać, że nie wynika to z tego, że obecnie trwa mój okres "przed" moją ukochaną, kobiecą przypadłością. Jeżeli ktoś nie chce czytać tych smutnych wypocin to w tym momencie skończcie czytać. Piszę, bo w sumie muszę się komuś wyżalić, a jak jesteś jakieś 2000 km od domu, to nie tak właściwie nie mam komu o tym powiedzieć.  

Zacznę od tego, że czuję się sfrustrowana. Z każdym kolejnym tygodniem mam wrażenie, że moja HM dorzuca mi kolejne zadania do wykonania, mimo że każdego tygodnia widzi, że mam wyrobione ponad 30 godzin pracy. Kiedy zauważyłam to po upływie pierwszych dwóch tygodni i zapytałam o to, czy mogłaby mi, zgodnie z kontraktem, płacić za nadgodziny, powiedziała, że nie, że się zastanowi i, że musiałaby o tym porozmawiać z agencją (co jest kompletną bzdurą, swoją drogą). Już wtedy zauważyłam, że lekko nie będzie, w końcu przyjechałam tu w konkretnym celu, który powoli realizuje, ale liczą się zasady. Niby jest ona osobą całkiem znaną, jak na realia mojej wioski, ma dużą firmę i jest sama sobie szefem i szanowanie pracowników powinno być u niej na porządku dziennym (już pomijam tu to, że powinnam być traktowana jak członek rodziny), a czasami wydaje mi się, że jest jedną z najbardziej egoistycznych i trudnych osób, jakich poznałam. Nie wyolbrzymiam tutaj w ogóle. Z każdym kolejnym tygodniem traktuje mnie bardziej jako sprzątaczkę 24h niż jako au pair. W ostatnich tygodniach z dziećmi spędziłam może łącznie z 10 godzin. Cały czas sprzątam, pomagam. Muszę gotować, sprzątać dodatkowo, kiedy zaprasza swojego nowego mężczyznę do domu, muszę rano wybrać dzieci, nakarmić, ubrać, zrobić drugie śniadanie, w międzyczasie pranie, muszę przypilnować, aby umyły zęby, powiesić pranie, sprawdzić czy młodszy ma wszystkie potrzebne rzeczy do przedszkola - a to wszystko w ciągu 20 minut. Pominęłam tutaj przygotowanie śniadania, ogarnięcie rano kuchni, nakrycie do stołu i wyjęcie ze zmywarki, co oczywiście także muszę zrobić w tym czasie. A co robi HM w tym czasie? Śpi albo leży w łóżku i rozmawia ze swoim ukochanym i jest zła do mnie o to, że nie rozumiem jej, kiedy mówi do mnie po norwesku. Zawsze myślałam, że bycie au pair to pomaganie w domu. Ja tymczasem robię wszystko. I dostaję burę za to, że o czymś zapomniałam. 

Czuję się zmęczona. Nie chodzi tu chyba o brak snu, bo śpię całkiem dobrze. Chodzi o to, że muszę być na każde zawołanie. Jak jakiś pieprzony lokaj. Wczoraj przygotowywałyśmy kolację (dla niej i dla niego) i umówiłyśmy się, że posprzątamy ze stołu razem. Schowałam talerze do zmywarki, a ona łaskawie przeniosła garnki (jeden przypalony) i resztę ze stołu na blat, co zobaczyłam dopiero rano. Podobno ona taka słowna, a w sumie i tak wie, że i tak ktoś musi posprzątać i tą osobą będę ja. Kazała mi wymyć obrzydliwie śmierdzący, mokry kosz na śmieci, musiałam dwa wielkie pojemniki w deszcz wynieść z garażu na drogę. Kiedy wysypały mi się okruszki chleba na blat, kiedy rozkładałam zakupy, przyszła do mnie, wskazała palcem i powiedziała: "Co to to jest? Dlaczego nie sprzątnęłaś?" z tonem pana i władcy. Albo przy wycieraniu blatu, na którym zostało odrobinę wody, dokładnie to samo. 

Czuję się rozczarowana... ludźmi. A właściwie głównie HM. Nie rozumiem, jak można być taką wyrodną matką. Dzieci mają mnóstwo zabawek, nawet pokój zabaw, gdzie jest więcej zabawek, mają au pair, a ona nawet nie wie, kiedy starszy kończy szkolne kółko, albo w której klasie ma zajęcia. Woli iść na trening, niż spędzić czas z dziećmi, chociaż na chwilę. Nie czuję w tym domu ani grama miłości, ani uczucia. Żeby nie było, to poznałam inne rodziny norweskie, w których jest zupełnie inaczej, panuje inna atmosfera. Pieniądze nie kupią uczuć. I dlatego szkoda mi dzieci, którymi się opiekuję. 

Zastanawiam się jak to będzie w tym tygodniu. Ona wyjeżdża na konferencję do Oslo na cztery dni. Czwartek, piątek, sobota i niedziela. Łącznie ponad 90 godzin pracy. To są godziny z trzech tygodni. I dostanę za to pieniądze? Nie. Ale ja u niej pracuje i to ona ustala zasady. HD ciągle jest na morzu. Powinien wrócić za dwa tygodnie. Kiedy on jest w domu przynajmniej czuję się jak człowiek. 

Za dużo tych smętów, ale musiałam to gdzieś wyrzucić. Ale żeby nie było, że jest mi tu źle. Bardzo się cieszę, że mogę mieszkać w Norwegii, że jest mi dane chodzić na kurs i poznawać ludzi. Mam tu znajomych i w sumie to oni podtrzymują mnie na duchu. Staram się jak najwięcej czasu spędzać poza domem. Dom jest dla mnie miejscem pracy, nie potrafię w nim odpoczywać. Chciałabym mieć więcej energii, żeby chodzić na siłownię - w końcu karnet jest opłacony, a ja byłam tam tylko dwa razy. Nie jest to takie proste, bo kiedy wracasz do domu, jedyne o czym się marzy to albo z niego wyjście, albo pójście spać.










 Kilka zdjęć z zeszłego tygodnia, kiedy zawitała do nas zima. Wychodzenie z domu gdziekolwiek bardzo mnie ładuje i dzięki temu jeszcze daję radę.

Wyszła mi niezła ściana tekstu, gratuluję dotrwania do końca.

4 komentarze:

  1. Oj kochana! Może faktycznie porozmawiaj z nią, że skoro ona wyjedzie. To będzie więcej niż te "30h" i wypadałoby mimo wszystko zapłacić. Trzymam kciuki, że wszystko się ułoży i tak.. dotrwałam do końca. W wakacje jadę znowu do mojej hiszpańskiej zeszłorocznej rodzinki (tam, to byłam dopiero trkatowana! jak dodatkowa córka), za wszystko dosłownie mi płacili, tylko po ang miałam rozmawiać z dziewczynkami. Co chwila mnie wyrzucali na miasto, że mam do znajomych i odpocząć haha, dodatkowe pieniążki zdarzyło mi się dostawać i nie było mowy, o żadnym przekraczaniu granic. A po tych wakacjach.. planuję tą Norwegię (chyba, już Tobie wczesniej w komentarzu wspomniałam) Trzymam mocno kciuki za Ciebie!

    OdpowiedzUsuń
  2. Dobrze, że się żalisz, i Tobie lżej, a jednocześnie uświadamia mi to, co mnie czeka. Planuję w tym roku wyjazd jako au pair i dobrze jest poznać zarówno te dobre, jak i złe strony. Trzymam kciuki, że będzie lepiej. Buziaki! x

    OdpowiedzUsuń
  3. Napisz do agencji z zapytaniem jak ma to wygladac w kwestii nadgodzin i po ich odpowiedzi przedstaw jej stanowisko agencji, nie bedzie miala sie jak wybronic:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Dokladnie, napisz do agencji ! I to nie do Prowork bo one sie w tym zupelnie nie orientuja, tylko do norweskiej (Twoja jest Atlantis). Najlepiej jakbys kopie e-maila wyslala do niej i zaznaczyla im, ze prosisz odpowiedz i do niej i do Ciebie. Wtedy nie bedziesz miala sobie nic do zarzucenia bo grasz w otwarte karty. :) powodzenia! :*

    OdpowiedzUsuń